czwartek, 5 listopada 2015

kontrola sanepidu, czyli przyjechała mama..

nie wiem jakie macie relacje ze swoimi mamami, ale wiem jaką miałam i jaką mam teraz z moją.
moi rodzice wyprowadzili się 3-4 lata temu na wieś, jakieś 300km ode mnie, kiedy to ojciec mógł pozwolić sobie na emeryturkę.
i ja zauważyłam taką zależność, że owszem wcześniej jak mama mieszkała blisko było dobrze ale szału nie było, dupy nie urywało. ale wiele się zmieniło na lepsze, kiedy nie mieszkamy tak blisko siebie. i to nie tylko w stosunkach między nami, ale także między moimi rodzicami a panem mężem. a co lubię najbardziej odkąd się wyprowadzili? święta Bożego Narodzenia.
Zeszłoroczne były pierwszymi, jakie spędziliśmy wszyscy u mamy, a mówiąc wszyscy mam na myśli siebie, pana męża, moje bąki, siostrę z mężem i córą, drugą siostrę i jej dwójkę dzieciaków oraz siostrę i jej syna. trochę nas było, można się nawet pokusić o stwierdzenie tłoczno i ciasno, ale gdy byliśmy wszyscy te święta były takie wyjątkowe. i mam nadzieje, że te zbliżające się do nas wielkimi krokami będą takie same, na co się wstępnie zapowiada.
 
wracając do tematu posta
od dzisiaj u mnie kontrola sanepidowska, jakości itd. przyjechali do mnie rodzice, z racji wizyty mamy u specjalisty w poniedziałek. przy okazji poodwiedza starych znajomych, nacieszy się wnukami, których niestety na co dzień nie ma, ale także poklecha ze mną od tak inaczej, nie przez słuchawkę telefonu.
oczywiście z tą kontrolą to taki żarcik. aczkolwiek lekko mi wstyd, bo przez przeciągający się remont nie mam posprzątanego mieszkania tak jakbym tego chciała. i nie powiem, że się na sobie zawiodłam, bo wiem, że gdyby mnie nie dopadła choroba, wszystko byłoby przygotowane tak jak sobie to w głowie poukładałam.
może perfekcyjnie wysprzątane nie jest, za to upiekłam dziś resztkami sił roladę i tort bezowy. zrobiłam dość smaczny obiad i jak zawsze nie pozwoliłam mamie na pomoc przy obiedzie, czy posprzątanie po nim. w końcu jest moim gościem, więc niech siedzi i delektuje się ciszą, jaka tutaj panuje.
 
teraz z innej beczki.
mieszkając w wieżowcu pięcioklatkowym i dziesięciopiętrowym nie trudno o jakiekolwiek spięcia z sąsiadami. takowe miałam dzisiaj
jak to miewam w zwyczaju wieczorami wychodzę z suką moja na spacer. tym razem mama towarzyszyła mi podczas naszej mini wycieczki po parku. ledwo wyszliśmy z klatki, gdy do mego piesa podbiegł inny, strzelam że z pierwszej klatki [ja 5]
kiedy był już blisko, a suka ma zorientowała się, że ktoś chce ją poniuchać, zaszczekała sobie jak to ma w zwyczaju. na co ten drugi pies zareagował chęcią pogryzienia jej. nie powiem że się nie zdenerwowałam kiedy widziałam zębiska "kleo" na mej paskudzie. pies był na spacerze z dzieckiem, wiek okołogimnazjalny, puszczony luzem, bez smyczy czy kagańca. jako, że należę do osób natury zołzowatych, nie omieszkałam krzyknąć do tej dziewczyny żeby sobie pilnowała psa, bo do mojego skacze, że pies powinien być prowadzony na smyczy a nie, ze podlatuje do tych które idą jak należy. oczywiście swoje pod nosem odburknęła, zapięła piesa na smycz, a nasza trójca oddaliła się w kierunku parku.
kiedy już wchodziliśmy do klatki, ojciec tej dziewczyny zapytał matki mej dlaczego krzyczy po jej dziecku. na co ja nie mogłam zostać obojętna. od razu powiedziałam, że to ja krzyczałam, bo jak miałam zareagować skoro "kleo" chciała gryźć moją sukę. oczywiście pan się wypierał że na pewno jego pies nie mógł być do tego zdolny bo to bardzo spokojny pies, więc to jest niemożliwe, wszystko sobie zmyśliłam po to, żeby się po biednym dziecku wydzierać. tacy ludzie są dla mnie chorzy. na koniec naszej jakże miłej wymiany zdań, pan powiedział "żeby mi to było ostatni raz"
z podniesionym ciśnieniem zatem udałam się do domu
 
a na koniec coś z tych lepszych informacji
* choroba mnie powoli opuszcza
*śpię już w swojej własnoręcznie wyremontowanej sypialni
*czuję się gotowa do dalszego działania!
 
a tymczasem dobranoc!
PODPIS,

3 komentarze:

  1. Wiesz jak jest,każdy broni swojego i nie ważne czy dziecka czy psa. Pozdrowienia dla mamy. Ja nie miałam nigdy przyjemności mieszkać daleko od rodziców,buntowałam się,chciałam się wyprowadzać,a teraz kiedy mamy nie ma,dałabym wszystko,ż by z nią pomieszkać.

    OdpowiedzUsuń
  2. ha ha ha ten tytuł mnie rozbawił - to trochę o mojej mamie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. u mnie kontrola sanepidu prawie codziennie, od kiedy babcia Juniorem sie zajmuje:)
    ps. dołączam do obserwatorów:)

    OdpowiedzUsuń

wersja do druku