czwartek, 31 grudnia 2015

32. Mój rachunek sumienia za rok 2015.

Dziś ostatni dzień roku 2015. Pomyśleć, że przez ten rok tak wiele się działo. Z początkiem roku mąż kupił mi wymarzony ekspres do kawy.
W lutym tuż przed urodzinami znalazłam w końcu pracę, można było powiedzieć, że wymarzoną.  Stałam się rok starsza. Zostałam blondynką. Zaczęłam prowadzić bloga. Starszak skończył etap szkoły 1-3 z wyróżnieniem. Młoda zaś skończyła być "maluchem" w przedszkolu. Na wakacje z racji pracy mojej i małżonka wywieźliśmy paskudy do babci na wieś na całe dwa miesiące. Przez ten czas odnowiliśmy im pokój, wyremontowaliśmy dwa przedpokoje, zalaliśmy farba samochód i zaczęliśmy remont salonu. Z tym nam się nie udało wyrobić, więc kończyliśmy jak już wróciły. Poszły do szkoły/przedszkola. Życie toczyło się dalej. Salon wyremontowany. I nadszedł dzień, gdy pracując tam gdzie pracowałam, poczułam się upokorzona przez szefów. Zrezygnowałam z tej wymarzonej za to jak zostałam potraktowana. W ramach terapii wyremontowaliśmy sypialnię. Z racji zapomnienia danych do logowania - zmieniłam adres bloga. Piszę na nim do dziś. Znaleźliśmy w bardzo dobrej cenie super narożnik. Niedawno zmieniliśmy meble w salonie. Wróciłam do ciemnych włosów. Pojechaliśmy na święta do moich rodziców. Sprzedaliśmy starą wersalkę.

Cały rok zmieścił się w kilku zdaniach.

Pewnie o tych mniejszych zapomniałam ale w 2015 udało mi się co nie co wygrać
- 300zł do Media Markt
- 300zł do Media markt
- biletów do kina - całkiem sporo.
- 50zł do restauracji Carpe Diem - u nas w miescie
- piwa - Warka Radler, Reds, Somersby
- zabieg upiększający z Oriflame
- 3x zestaw szklanek z Jacobsa
- 50zł od Roamler
- 20 zł do Empika
- całodniowe wejściówki do Jupi parku
- Pościel od Decorazzi
- produkty chemiczne [odkamieniacz i płyn do prania]
- próbki szamponów, kapsułki do zmywarki i do prania
- pendrive
i z grudnia:







 
do tego zestaw z tymbarka rozgałęziacz+zwijaczx2 ale dziewczyny już zabrały
 
Pewnie sporo nagród pominęłam.
 
Ale też brałam udział w kilku kampaniach.
Monte
Rama Smaż jak Szef Kuchni
Ciastka Dr Gerard
Kapsułki do prania Vizir
 
Z pamięcią chyba u mnie kiepsko, bo wiem że o czymś zapomniałam, ale nie wiem o czym ;)
 
Nie miej jednak widać, że nie próżnowałam przez ten rok.
Mam jednak nadzieję, że przyszły rok będzie dla mnie łaskawszy.


Dlatego i wam życzę by z rokiem 2016 przyszło do Was więcej szczęścia, łaskawości jeśli chodzi o zdrowie. Byście znalazły wymarzone prace, zrzuciły zbędne kilogramy, znalazły miłość swojego życia, chyba że już takowe macie jak i ja, więc wytrwałości w uczuciach.
 
Niech moc będzie z Wami!
 
PODPIS

środa, 30 grudnia 2015

31. schować wagę tak głęboko!

Święta święta i po świętach. Jak zawsze dużo przygotowań, kilka dni i po wszystkim. Mnie w domu nie było, w środę pojechaliśmy do mamy mej 300km. Korków nie ominęliśmy, ale i tak warto było. Takie rodzinne  święta to taka odskocznia od codziennego życia, mimo iż nic niezwykłego się nie dzieje. W Wigilię jak tylko wstałam wzięłam się za obieranie pięciu kilogramów buraków, bo to ja za barszcz na wigilię byłam odpowiedzialna. Nie bez powodu. Nie lubię się za bardzo przechwalać, ale mój barszczyk jest najpyszniejszy. Nie z tytki, z butelki czy kartona. Mój jest z buraków, pewnie dlatego taki smaczny. Pamiętam jak za łebka nie siadało się do stołu nim nie ukazała się pierwsza gwiazdka, ale przy małych dzieciach nie zawsze jest szansa na czekanie. I w tym roku gwiazdki na niebie nie szukaliśmy, ale śmiem twierdzić, że jak siadaliśmy chociażby ta jedna jedyna na niebie już była. Na pierwszy rzut poszedł oczywiście barszcz z uszkami. Później zaczęła się "walka" o najlepsze pierogi. Z kapustą. Są to najlepsze pierogi pod słońcem, mama robi je tylko na wigilię, może wlasnie dlatego są takie pyszne. Dla mnie reszta stołu wigilijnego mogłaby nie istnieć ;) Mało wymagająca jestem.
Po wigilii jak zawsze przyszła pora na prezenty dla najmłodszych. W tamtym roku wyglądało to tak na hip hip hura. Zamieszanie, śmieci, wrzasków. W tym roku już mądrzejsi o doświadczenia zeszłoroczne, rozdawaliśmy prezent po prezencie. I póki jeden nie został rozpakowany i odłożony, następny nie miał prawa zostać otworzony. Dzieciaki zadowolone. W tym roku królowała Kraina Lodu i jak zawsze lalki Barbie. Moje paskudy dostały po trzy lalki, ale też książki, słuchawki, ciuchy i już zareklamowanie pióro. W zeszłym roku otwieraliśmy wszystkie zabawki, części się gubiły. Więc w tym roku dziewczyny wybrały sobie jedną, którą chcą otworzyć, resztę otwierały dopiero jak wróciliśmy do domu. Nie obyło się bez zbędnego marudzenia, ale wyszło to na dobre.
2 dni świąt, a ja obawiam się tego co zobaczę na wadze, gdy na nią wstąpię, dlatego staram się ją omijać z daleka. Tak co najmniej z miesiąc. Wtedy naddatek powinien sam się ulotnić, wszystko wróci do normy, a ja się nie potrzebnie teraz nie zdołuję. Też tak macie?
W poniedziałek wróciliśmy do domu. Dla mnie powrót do normalności jest poniekąd trudny. Nie można się poobijać, tylko trzeba myśleć, robić, sprzątać. Dlatego za pisanie dopiero wzięłam się dziś. Sterta prania i prasowania wczoraj została ulotniona. Dziś czeka mnie ciasto czekoladowe z lodami i śmietaną. I kluseczki na obiad dla najmłodszej, która się dopomina.


W święta minęło 10 lat od oświadczyn pana męża. A to oznacza, że wielkimi krokami zbliża się nasza 10ta rocznica ślubu. Pomyśleć, że jeszcze niedawno młode łebki na ślubnym kobiercu mówili sobie "tak", a teraz małżonkowie z dziesięcioletnim stażem..

a jak u Was święta? spokojnie?

PODPIS

czwartek, 24 grudnia 2015

30. Wesołych Świąt!

Czego mogę Wam życzyć?
Spełnienia najskrytszych marzeń,
zdrowia - tego chyba w szczególności,
 szczęścia, miłości.
 
Jestem na wyjeździe, więc krótko, zwięźle i na temat.
 
Wesołych Świąt!
 
PODPIS

niedziela, 20 grudnia 2015

29. Zawsze po lenistwie wychodzi słońce! Babeczki bananowe

I tak właśnie było i u mnie.
W piątek oczywiście po ulepieniu pierogów na obiad nie chciało mi się robić babeczek. Za to wszystko nadrobiłam wczoraj i dziś. Ale najpierw o dniu wczorajszym.
Spodziewałam się gości. Ale gości tak inaczej niż zazwyczaj, bowiem siostra z córą swą zostawała u nas na noc :) Jakoś specjalnie niż zwykle do ich wizyty się nie przygotowywałam. Ale w końcu zrobiłam muffinki bananowe, ponieważ banany już się o to tak na poważnie prosiły.
Miałyście tak, że kupiliście banany, pewne że na pewno zostaną zjedzone, a one leżały kilka tygodni i czekały na lepsze dni? Już są tak strasznie brązowe. I wtedy przychodzi wam myśl o ich wyrzuceniu? Żeby mi to było ostatni raz! Takie banany idealne są do tych muffinek z czekoladą. Najlepszym dopełnieniem są malinki w środku, niestety nie posiadałam, więc zrobiłam bez.


piątek, 18 grudnia 2015

28. Cisza

Cisza.
Taka cisza przed burzą u mnie.
Wiadome, że ta cisza oznacza święta. A ze świętami i jakieś tam przygotowania.
O ile ja nie do końca przygotowuję się do świąt, o tyle ogarniam rozgardiasz po remoncie i wymianie mebli.

wtorek, 15 grudnia 2015

pojechała kupić cole, wróciła z dwoma sukienkami ;)

Tak tak to o mnie mowa :) Nie należę do osób które wiecznie kupują sobie jakieś ubrania, nie lubię kupować ciuchów gdy są w cenie pełnej, nieprzecenione. Kupuję na wyprzedażach, po przecenach czy na promocjach. Nie zdarza mi się kupować ciuchów w super/hiper-marketach. Nie lubię. Ale jest jedna firma, od której kupię, a zwie się ona F&F.
 
 
 
 

sobota, 12 grudnia 2015

nie miała baba problemu, pojechała do IKEA!

Jeśli macie wolny dzień i nie do końca sprecyzowane plany co zrobić, żeby się nie nudzić, wybierzcie się do IKEA.

 

czwartek, 10 grudnia 2015

Smaż jak szef kuchni!

Jak pewnie kilka osób z Was, i mnie udało się dostać do grona osób testujących Ramę Smaż jak Szef Kuchni dzięki uprzejmości Talk Marketing. Kampania trwa już od października, niestety choroby jakie mnie po drodze spotkały uniemożliwiły mi wcześniejsze napisanie o tym produkcie. A jest kogo chwalić.

Oczywiście paczka do mnie przyszła dość szybko. Rama zapakowana w ładne pudełko, kolorowe, które oczywiście od razu spotkało się z aprobatą dzieciaków, które pudełka uwielbiają pod każdą postacią.
 

środa, 9 grudnia 2015

o serniku mocno czekoladowym!

Idą święta, to widać. W momencie wybicia 1 grudnia na kalendarzu w okolicy na balkonach pojawiły się pierwsze świetlne dekoracje. Dla mnie to chyba jeszcze za wcześnie. Myślałam o powieszeniu węża świetlnego na balkonie, ale z racji rolet, które często u nas są opuszczone, raczej w tym roku będzie inaczej. Węża powieszę u dzieci w pokoju, zakręcę wokół łóżka piętrowego, będą miały większą radość z takiego stanu rzeczy, niż z węża na balkonie, którego widzieć nie będą.

W klasie starszaka składaliśmy się po 7zł na Mikołaja. Miałam pewne obawy, ale ostatecznie wpłaciłam ten majątek. W poniedziałek [dziwne że nie w piątek] gdy starszak wrócił i powiedział mi, że za całe 7zł dostała czekoladę za 3zł, małego mikołajka, takiego cukierka czekoladowego i mandarynkę, powiedziałam sobie, że to ostatni raz gdy się składamy i sponsorujemy dzieci, których rodzice nie dadzą dziecku na mikołaja, o wolą to przepić. Nie omieszkam również wspomnieć o tej sytuacji na najbliższym zebraniu. W następne Mikołajki moje dziecko dostanie ode mnie paczkę z domu w tej cenie, w jakiej się niby składamy, ale kasy żadnej im nie wpłacę.

W poniedziałek wzięłam się za świąteczne porządki, ale nie tak ekspresowo jak Aśka z "Czasem tak jest", obrałam sobie taktykę na spokojnie, żeby zrobić a się nie narobić ;) Tak więc w dwóch pomieszczeniach pomyłam okna. Oczywiście żeby się nie namęczyć użyłam do mycia okien mojego zacnego Karchera, ale o nim zapewne zrobię kiedyś osobny post, bo zasługuje :)

Teraz coś na słodko. Kilka osób czeka na przepis na mój sernik czekoladowy. Więc dziś w końcu przepis na niego wrzucę. Oczywiście miałam zrobione zdjęcia, niestety z racji mojego gapostwa zdjęcie ostało się tylko jedno, więc to Wam musi wystarczyć ;) one nie są najważniejsze, to smak wygrywa.
Lubię czekoladę, ale nie lubię czekoladowych lodów. I mimo iż sernik jest mocno czekoladowy i smakiem przypomina właśnie czekoladowe lody, ja go uwielbiam!
Całe przygotowanie dzielimy na dwa etapy, pierwszy z nich to upieczenie spodu, drugi to nasz sernik.
ETAP I
składniki:
*3 jaja
*pół szklanki cukru
*1/4 szklanki mąki
*1,5 paczki budyniu czekoladowego
*łyżeczka proszku do pieczenia

wykonanie:
  1. Białka ubić z cukrem na sztywno
  2. Dodawać stopniowo żółtka
  3. Mąkę proszek i budynie wymieszać
  4. Dodawać stopniowo do masy, delikatnie mieszając

 Wykładamy przygotowaną masę do tortownicy o średnicy ok.26cm. Ja mam dwie małe tortowniczki, z których korzystam przy okazji tego serniczka. Mnie się lepiej kroi ;)

 
Jak widać, masa jest tylko na dnie, ale to nic bardziej mylnego. Zawsze mnie wyrasta tak, że górę zawsze odkrawam, żeby nie było za wysokie, a i dzieciaki się przy tym cieszą :)
Pieczemy w 180°C ok 15-20 minut, wszystko oczywiście w zależności od piekarnika. najważniejsze, żeby nie przypalić, jak tego nie zrobicie, to będzie gites majonez ;)
Po upieczeniu oczywiście studzimy. A kiedy już jest przestudzone idziemy do
 
ETAP II
Składniki:
*200g gorzkiej czekolady
*500g serka mascarpone
*250ml śmietany 30% + 60ml do polewy
*1/2 szklanki cukru pudru
*2 fixy do śmietany
*60g mlecznej czekolady
 
wykonanie:
  1. Gorzką czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej.
  2. Śmietanę ubijamy na sztywno
  3. Pod koniec dodajemy stopniowo cukier puder i fixy
  4. W osobnej misce miksujemy mascarpone
  5. Dodajemy powoli przestudzoną czekoladę
  6. Łączymy ze śmietaną
Gotową masę wykładamy na nasz spód. W małym garnuszku podgrzewamy śmietanę na polewę, ale nie doprowadzamy do wrzenia. Ściągamy z ognia i dodajemy drobno posiekaną mleczną czekoladę. Mieszamy aż czekolada się rozpuści. Gotową polewą stroimy nasz sernik.
 
I mamy to!
 

 
Uwielbiam!
 
 
P.S. Chyba muszę popracować nad "jakością" moich zdjęć ;)
 
PODPIS

poniedziałek, 7 grudnia 2015

HO! HO! HO! Babka Kajmakowa

Czy są tu jakieś grzeczne dzieci?
Zawsze chciałam zostać Świętym Mikołajem ;) ale chyba jedyny okres, w którym się choć trochę nadawałam to ciąża :D

piątek, 4 grudnia 2015

ooo, jak mi słodko..

Może zanim o słodkościach, które ostatnio u mnie gościły, trochę popierdułek.
Dziś, dla mnie, mojego otoczenia i moich najbliższych, jedno z ważniejszych świąt w roku. Barbórka. Dla wielu osób które nie miały styczności nigdy z górnictwem, jest to nie święto, a KASA na koncie, którą górnicy dostają za ciężką roczną pracę. Dla mnie jest to kolejny rok spokojnego życia, bez wypadków i zmartwień, kolejny rok bliżej emerytury. No chyba, że się pozmienia co nie co..

środa, 2 grudnia 2015

Moje słodko-słone odkrycie! Biały Lion

Idą święta, to widać. I nie rozchodzi mi się o sklepowe półki uginające się pod tonami zabawek dla dzieci, kolorowych bombek na choinkę czy też migających światełek. Czasu mi brak. Chciałam siąść, na spokojnie podzielić się z Wami moim sernikiem mocno czekoladowym, ponarzekać na ten konkurs co zbierałam like, bo mnie zdyskwalifikowali. Ale nie będę bo czasu mi brak.

Za to dziś

Podzielę się dzisiaj z Wami moim słodko-słonym odkryciem!




Owe ciasto nosi nazwę "Biały Lion", nie mnie oceniać czemu, smakiem mi tego batonika nie przypomina. Przepis na wykonanie pochodzi z bloga Zjem To! Oczywiście moje ciasto wygląda zupełnie inaczej, może dlatego że nie robię wszystkiego tak jak powinno być, zawsze coś swojego muszę dodać.

poniedziałek, 30 listopada 2015

zacny weekend

był weekend, mnie nie było, na to wszystko złożyło się kilka czynników. głównym z nich była obecność pana męża w domu w weekend. ma on raz na jakiś czas wolne weekendy od pracy, a z racji sobotniego KSW ten weekend okazał się dla niego tym łaskawym. dlatego i ja, żona prawie idealna siedziałam w sobote w kuchni, co by zaspokoić podniebienie pana męża.

na obiad stworzyłam swoją pierwszą w życiu tarte z kurczakiem.

na deser zaserwowałam sernik czekoladowy, który pan mąż bardzo uwielbia.

po deserze wielkie oczekiwania na KSW 33.
chyba poza KSW i Drift Master GP, razem z małżonkiem innych sportów tak namiętnie i co ważne wspólnie nie oglądamy :)
KSW = działo się, i to nie tylko poprzez walkę wieczoru, którą stoczyło dwóch przyjaciół. Cała gala była dobra. więc sobotę zamknęliśmy miłym akcentem.

na niedziele plany były zupełnie inne.
na tapecie "Czerwony pająk" i małe zakupy, które w rzeczywistości wcale nie okazały się takie małe.
obkupił się pan mąż, obkupił i mnie. tak siedzę i myślę, że gdyby nie przeceny, wydalibyśmy coś około 1.5tys. a wydaliśmy zdecydowanie znacznie mniej.
zadowoleni z wychodnego, odebraliśmy dzieci od babci, położyliśmy je spać, więc w spokoju mogliśmy pooglądać Masterchefa :)

a teraz troszkę z innej beczki. takie moje "wyżalanie się"
nigdy nie lubiłam konkursów na lajki. bo wiem że dużo oszustów się czai przy każdej napotkanej okazji, ale głupia pomyślałam, że skoro dziecko chce, a głosów mało, to czemu nie. i się zawiodłam. po pierwsze na znajomych, jeśli tak można nazwać kogoś, kogo masz w "znajomych" na FB, a większość na ulicy mówi CI "cześć" niemym głosem. i jak prosisz o jeden klik, jednego głosa, to i tak dla nich za dużo.
ale poradziliśmy sobie u bez nich, nazbieraliśmy tyle, że byliśmy w gronie nagrodzonych. ale konkurs się jeszczenie skończył. kończy się dziś w południe. ale już widać zlot "sępów", w tym jedna "znajoma" którą poprosiłam o głos. i owszem oddała, po czym dodała swoją pracę  i w kilka godzin uzbierała prawie 500 głosów. super. daje sobie więc z tym spokój. chyba mam już dość konkursów na like.


PODPIS

czwartek, 26 listopada 2015

piękny bukiet róż..

już zasiadałam do napisania tego posta, już w głowie plan działania miałam, a tu pyk!
Nie wiem, czy wiecie czy nie wiecie, ale JACOBS co jakiś czas ma na swojej stronie wspaniałe konkursy. Oczywiście nie są proste, nie każde "projekty" według wielu z nas zasługują na nagrodę. mnie za każdym razem się udaje.
Za pierwszym razem udało mi się wygrać dwa kubeczki
Za drugim razem udało mi się wygrać 3 komplety szklanek
Teraz mają konkurs, gdzie do wygrania są dwa kubeczki w kubraczkach, i właśnie wygrana takich kubeczków wybiła mnie z rytmu ;)
kłamać nie będę, że kubeczki są super, podobają mi się strasznie. Do tego tekst męża wczorajszy, gdy pokazałam mu "darmowy" kubek dodawany do herbaty Lipton "fajny, ale widywało się lepsze, na przykład te z Jacobsa a Ty co? nic nie wygrałaś"
to dzisiaj będzie miał niespodziankę jak wstanie :) aż sobie sama brawa biłam. to znak, że jednak wygrać się da każdemu, nawet takiej "ofermie" jak ja :)

a teraz do odpowiedniego tematu!
nie wiem jak wy, ale ja lubię mieć w domu takie produkty, z których, gdy nic mi się nie będzie chciało pichcić, mogę raz dwa zrobić cos, co w zupełności zadowoli moich domowników.
od niedawna do takowych zalicza się ciasto francuskie.
wiem, że ciastka ciasteczka rożne można z nich zrobić, zwykle z marmoladą, z jabłkami, cynamonem. to co chcemy zrobić zależy od nas.
ostatnimi czasy po facebooku krążył przepis na róże zrobione z jabłek i ciasta francuskiego. oczywiście jak tylko zobaczyłam ślinka mi pociekła, wszystko wokół zalane ;) więc pomysł był taki, że następnym deserem jaki zrobię będzie właśnie to. no i zrobiłam ;)

oczywiście potrzebujemy do tego
1. ciasta francuskiego
2. jabłka szt 4
3. cukier 3/4szklanki
4. cynamon + cukier brązowy do posypania
5. woda ale to chyba każdy w domu ma ;)

Moje wykonanie ze zdjęciem pomocniczym, jak zawsze ;)


środa, 25 listopada 2015

popierdółki





pana męża coś ostatnio chyba moje siedzenie w domu w oczy kole. wynajduje mi nowe zajęcia, zleca specjalne zdania. nie raz jest to coś grubszego.
przykład z dziś. ciasto.
zrób smaczne.
i myśl co autor miał na myśli. nie dowiesz się więc robisz to, co Ci pierwsze wpadnie do głowy. a i tak będzie że dobre jest, ale to nie jest to na co miał ochotę.
od kilku dni widzę, że przegląda różne kursy szycia. i się zastanawia czy mnie na takowy nie posłać. momentami czuję się jak córka, nie żona. ale z drugiej strony ciesze się że o mnie tak namiętnie myśli.
dwa dni temu odbyła się wielka kłótnia o "reklamówkę". to co w niej było i po co mu było potrzebne nie jest tutaj istotne. najistotniejsze jest to co się działo później.
po kolejnej ostrej wymianie zdań wyszło, że nie potrzebnie sprzątałam jadalnie w której obecnie jest składzik. ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. można tam już swobodnie wejść! i tu wielkie brawa dla mnie.
następnego dnia zamiast tradycyjnego "cześć kochanie" gdy wraca z pracy, mym oczom ukazał się bukiet ledwo co rozwiniętych goździków. lubię takie prezenty, niespodzianki. zwłaszcza te bez okazji.
i tak pięknie rozpoczęty dzień nie mógł się źle skończyć. na koniec dnia sprzedaliśmy szerszenia, wygraliśmy aukcję na allegro. do szczęścia brakuje mi chyba tylko odetkanego, wolnego od kataru - nosa.

Dziś Światowy Dzień Pluszowego Misia.
w przedszkolu biba była. młoda miała zabrać swojego ulubieńca wśród pluszaków. wybrała tego największego, wzrostem równającego się z nią samą. uparła się na tego i już. więc zabrała olbrzyma pod pachę i poleciała z wieeeeeeelkim uśmiechem do przedszkola. takiej radosnej nie widziałam jej od dawna.

teraz, gdy rolada "dochodzi" w lodówce, gdy obiad czeka na swoją kolej, mogę zrobić sobie swoja najulubieńszą kawę i zasiąść przy oknie [sik! ale brudne] w salonie, i delektować się jakże dziwnie panującą ciszą..


PODPIS

wszystko co dobre szybko się kończy! czyli Streetcom i kampania ciastek dr Gerard

jest zapewne chociażby jedna osoba z grona moich czytelników, która tak samo jak i ja dostała się do kampanii ciastek Dr Gerard na Streetcom. A jak każdemu z nas dobrze wiadomo, wszystko co dobre szybko się kończy. tak jest też w moim przypadku. ciastka bardzo szybko przyszły i baaardzo szybko zniknęły. nie spodziewałam się, że znikną z taką prędkością światła, ale gdy ma się w domu takich łasuchów jak pan mąż, młoda i starszak, nic więc dziwnego.
zadziwiona byłam tym, jak taka zacna ilość łakoci zmieściła się w takim małym pudełeczku. oczywiście samo pudełko ,jak to w każdej kampanii Streetcom bywa, było perfekcyjne. tak pięknych pudełek nie mają chyba nigdzie.


 
 
to co się mieściło w środeczku oczywiście powaliło mnie na kolana. nie spodziewałam się takiej ilości w tej kampanii.
 


 I zadziwiła mnie również forma. zazwyczaj było tak że pełnowartościowy produkt czy też o większej gramaturze dostawało się dla siebie, a mniejsze rozdawało się wraz z ulotkami znajomym, rodzinie czy przyjaciołom. tym razem było zupełnie inaczej. nie było bowiem ulotek, a wszystkie ciastka były pełnowartościowymi produktami. mogliśmy zaprosić więc znajomych na skromny poczęstunek, lub zabrać poczęstunek idąc w odwiedziny do znajomych. u mnie wyglądało to mniej więcej poł na poł + to co starszak wyniósł do szkoły ;)

postanowiłam nie opisywać każdych ciastek tak tradycyjnie, tylko zrobić swoją listę przebojów.
długo się zastanawiałam czy zacząć od najlepszych czy od najgorszych. i sama nie wiem dlaczego będziemy się wspinali w górę, tak po prostu postanowiłam więc tak właśnie będzie.

tak więc miejsce
11
 
Malti keksy - ciasteczka w polewie jogurtowej.
smakowały mojej mamie, smakowały kuzynowi, kuzynce, ale mnie i moim domownikom nic a nic. i nie wiem czy to za sprawą tej polewy czy miał na to wpływ inny czynnik. nie pasowały nam więc dostali je od nas Ci, którym smakowały ;)
 
 
10
 
Pasja- kokosowe
kokos uwielbiam, te ciastka smaczne były, ale miały niezłą konkurencję, dlatego tylko miejsce 10.
 
9
 

 
 Mafijne - super herbatnik z bardzo słodkim kremem pomiędzy.
widok dzieci wyjadających językiem kremu bezcenny ;)

8

 
  Kremisie - smaczne misie z czekolady mlecznej na kruchym ciasteczku
Najpierw zniknęły misie, później herbatniki ;)

7

 
Rurki Zebra - z nadzieniem
tu lekkie rozczarowanie, gdyż nadzienie było  na pół rurki, ale i tak były całkiem zmaczne
 
6
 

wit'AM ze śliwką
uwielbiam takie ciasteczka, gdzie dzięki składowi mogę sobie pozwolić na więcej!
 
5
 
 
wit'AM - musli, mleko, czekolada
smaczniejsza siostra koleżanki z miejsca 6stego!
 
4
 

 
malti keks - w polewie mlecznej
bardzo wciągające, całkiem szybko zniknęły, chyba aż za szybko. i dziwi mnie ta rozbieżność pomiędzy tymi w mlecznej a tymi w jogurtowej polewie. te- niebo w gębie!
 
pierwsza trójeczka ;)
 
3-2
ex aequo ;)
 

PRYNCY- torciki i pałki
klasyczny smak wafelka, do tego ta nieziemska czekolada, innego wyniku spodziewać się nie można było
 
no i nasz wygrany
 
 1
 
Pryncypałki Kokosowe!
najlepsze, wspaniałe, cudowne, niesamowite
mogłabym tak wymieniać bez końca. jako że uwielbiam kokos, i tak samo pryncypałki, najlepszym połączeniem są właśnie te pryncypałki kokosowe. i zastanawiam się tylko jak to się mogło stać, że przed kampanią nie wiedziałam, że istnieją? mój wielki błąd
 
 
kolejny raz powiem, wszystko co dobre szybko się kończy, tak samo kończy się moja przygoda z Dr Gerard z tym, że wiem, że wrócę do nich szybciej niż sama się tego spodziewam.
Dzięki udziałowi w kampanii poznałam wiele nowym smaków ciastek, kilka skradło moje serce na tyle, że aż chce się wrócić do początku kampanii, do momentu otwarcia paczki i cieszyć się smakiem owych smakowitości na nowo!
 
Dziękuję Streetcom za zaufanie, za możliwość bycia z Wami przez te kilka tygodni :)
 
PODPIS

niedziela, 22 listopada 2015

mniej mnie niż więcej jest..

ostatnio jest mnie znacznie mniej niż więcej, składa się na to kilka czynników: urodziny, kolejna choroba! i przemyślenia nad "sobą"
nie wiem jak to się stało, wiem że chorować chorowałam dużo w podstawówce, ale to co się teraz dzieje to jakaś klęska żywiołowa. wyszłam z jednego przeziębienia, tydzień się nacieszyłam, po czym przylazło kolejne. ręce mi opadają. chyba czas na jakąś obronną tarczę..
urodziny kuzynki. w sumie to byliśmy u niej w środę, ale szła do pracy więc nas poczęstowała kawą i ciastem, po czym zaprosiła na urodziny w sobotę. dziwi mnie to, przecież nie zawsze urodziny muszą być robione z wielką pompą.
taki mały przerywnik - w środę minęło 6 lat mojej bezkolizyjnej jazdy ;) taki prezent urodzinowy dla kuzynki zrobiłam. po takich "okazjach" widać, jak ten czas leci..
tak więc urodzony drugie były wczoraj, pech chciał że kuzynka i tak na noc do pracy szła. więc nie wiem zupełnie po co ten drugi dzień
a moje przemyślenia może spowodowane były szykowaniem się na owe urodziny, nie miałam się w co ubrać. do tego wieczne docinki niby w żartach pana męża, że czy okres czy nie i tak wpierdzielam. więc tak. od jutra nie wpierdzielam! wiem że zawsze się mówi od jutra. niech będzie że od dziś, od teraz, od godziny 10.00 22.11.2015. muszę..
 
PODPIS

piątek, 20 listopada 2015

Mój bezowy torcik.

tak jak każda szanująca się dama, tak i każdy facet, miewają różne zachcianki. często takie zachciewajki ujawniają się w momentach, gdy oglądamy jakiś program związany z kuchnią. i tak właśnie stało się tym razem. pan mąż pod wpływem oglądania dość płaskiego pudełka z obrazkami, doszedł do wniosku, że ma ochotę na bezowego torta. pan każe, sługa musi ;)
jako, że złą kobietą nie jestem, korzystając z wolnego laptopa, zasiadłam jak kwoka na grzędzie na fotelu w poszukiwaniu przepisu na jakże słodki deser. jak szybko znalazłam, tak szybko przepis wykorzystałam.
a oto i on:


jak widać składniki ograniczają się do minimum.
do tego doliczyć należy składniki na masę.
jako że pan mąż za serkiem mascarpone ostatnio przepada, tak też postawiłam na masę z nim związaną.
*jedno opakowanie serka mascarpone
* 100ml śmietany 30%
*jeśli z Ciebie słodka dupa - cukier puder w ilościach mi nieznanych

jeśli jest już wszystko przechodzimy do czynów.

Najlepiej od razu włączyć piekarnik, co by się nam nagrzał, na 110°C, termoobieg jeśli masz.





jak widać nic trudnego w tym nie ma, a radość lubego jest dla mnie baaaardzo ważna.

na koniec rzekłabym tylko
bon appetit!


PODPIS

wtorek, 17 listopada 2015

umierałam, ale jestem!

tak tak.
miałam wielkie plany na niedzielę, wymarzone wyjście na "Listy do M. 2" i wszystko w jeden moment się zmieniło.
Wstaliśmy o dziwo dosyć wcześnie, młoda przyszła się do nas poprzytulać. Nic nie wskazywało na to, co się dalej wydarzy. Zrobiłam herbatę panu mężowi, sobie standardowo kawę. I trafiło mnie przy pierwszym łyku. Nogi miałam jak z waty, głowa ciężka jakby nie wiadomo co w niej było, i ta słabość. Wniosek jeden - jelitówka dopadła i mnie! a myślałam że ją przechytrzę. nic bardziej mylnego. Już wiedziałam, że z kina nici. I teraz tak siedzę i myślę, że to pan mąż kręcący nosem na komedię romantyczną, zesłał na mnie najgorsze, by samemu wybrać się na horror czy to na co tam sobie poszedł!
jak to każdy dobrze wie, my matki nie możemy sobie wziąć wolnego. wiedziałam, że coś jeść muszę im zrobić. a że nim się źle poczułam, młoda zapytana co chce, powiedziała "kluseczki", matka jak to matka mimo iż się źle czuła, kluseczki jej zrobiła. nie obyło się bez pomocy pana męża który ziemniaki ugotował i nawet ugniótł. dumna byłam z siebie gdy tak z kanapy przyglądałam im się, jak zajadają ze smakiem. może idealna nie jestem, ale taka "tyci tyci" dobra matka ze mnie :)

wczoraj wybił dzień prawdy. cała nasza babska trójka wybierała się do stomatologa. dla najmłodszej z nas był to pierwszy taki wypad. i bałam się tego jak może zareagować po tym, jak to koleżanka z Czasem tak jest opisywała jej wypad do stomatologa z synem. ku mojemu zdziwieniu młoda zasiadła na tron jako pierwsza, paszczę rozdziabiła, zadziwiła swoim uzębieniem przemiłą panią doktor. mój 5cioletni potwór nie ma już jedynki, druga już się zasnie huśta. a po stałych ni widu ni słychu. po wstępnych oględzinach zapadła decyzja - latamy 5tkę coby dłużej w paszczy smoka zagościła. najpierw był strach i przerażenie, później milczenie i wielka ulga, że już po i bez większego przypału.
pierworodna zasiadła druga. tu miła niespodzianka, jak szybko siadła, tak szybko zeszła. rutynowa kontrola. co u seniorki wypowiadać się nie będę. jedyne co powiem, to że nie zgadzam się ze stwierdzeniem że każdy ma zęby takie, jak o nie dba.

teraz, pijąc najlepszą kawę na świecie, napawam się ciszą, bo najmłodsze pisklę za godzinę wraca do domu!

PODPIS

sobota, 14 listopada 2015

SPECTRE - czyli Żona z Mężem poszli się odchamić.

dokładnie tak.
Młoda z racji rewolucji żołądkowych z dnia poprzedniego została ze mną w domu. czasami takie dni są fajne, ale im ona starsza, tym więcej gada, a wczoraj chyba przeszła samą siebie. Ciągłe "mamo wiesz, mamo prawda, tak mamo, nie mamo" po woli wyprowadzało mnie z równowagi. Ale dałyśmy radę, przetrwałyśmy te pół dnia. Plany na drugą połowę w głowie mi się powoli układały.
Luksja bodajże w kwietniu miała mega promocje - gdy zakupiłaś żel, wysłałaś zgłoszenie, dostawałaś kod na bilet do kina. 6zł- to koszt i żelu i biletu. Ciężko było oprzeć się pokusie, biletów miałam aż 12 ;) można je było wykorzystać na dowolny bilet 2D w Kinach Cinema City do 15.11.2015 czyli czas mamy do tej niedzieli. Oczywiście większość biletów już wykorzystaliśmy, przeważnie oglądaliśmy horrory, bo takie filmy lubimy oboje. Siedząc więc z młodą, pomyślałam, że gdyby tak wcisnąć komuś bąki, moglibyśmy iść do kina na "Listy do M. 2", taki miałam plan. Wrócił starszak i plany się posypały. Tak bynajmniej myślałam na początku. Przypomniała mi bowiem, że do szkoły się dziś wybiera na 18.00 na jakiś tam wieczorek w bibliotece. Do 21.00 miałabym ją z głowy. Ah tak! Więc do podrzucenia zostaje mi tylko jeden pisklak! Szkoda tylko, że to ten wymagający większej opieki ;).
Pan Mąż się przebudził, opowiedziałam mu swoje plany, "ale na co?". Ach wiedziałam, że faceci nie wiedzą co to komedia romantyczna. Wyśmiał mój pomysł wyjścia, zmieniając go diametralnie. Spectre. Idziemy na Bonda. I co dalej? Co z pisklakiem? Jeden telefon i pisklak został w domu, za to nie sam, w przeciągu 15 minut [ co się jemu zupełnie nie zdarza] przyjechał brat pana męża, został z młodą, a my mogliśmy udać się na seans.
Najpierw korzystając jednak z 5 minut jakie mi zostało, poszłam na szybko "odratować" swoją twarz. Nałożyłam podkład, zakręciłam rzęsy, zamalowałam usta. Wychodzę z łazienki. Pan mąż patrzy na mnie i mówi "coś się tak umazała?". Zabijcie mnie..
Nie wiedząc dlaczego, co się takiego zmieniło, pan mąż wręczył mi stery naszego bolida. Dziwnie zdziwiona, siadłam i pojechałam. Bez zbędnego czekania zaprosili nas na salę.
Oczywiście reklam przed filmem co nie miara. Denerwuje mnie to. Idziesz do kina, sprawdzasz ile film ma minut trwać, wychodzisz z kina i jesteś w szoku że już jest tak późno. Reklamy. Wszystkiemu winne są reklamy. Ja wychodzę z założenia, że jeśli film się zaczyna o 17.30, to o tej godzinie powinien zacząć się film, ale nic bardziej mylnego. Reklamy przeleciały i zaczęło się.
Może to wstyd, może nie, ale Agenta 007 oglądałam pierwszy raz. I po obejrzeniu Spectre jestem na siebie zła! Może cała akcja jest podkolorowana, ale muzyka przepiękna! Sam Smith na samym początku wprowadził już nas swoim wykonaniem na wyższy poziom oglądania. Ten utwór mogłabym słuchać i słuchać. Jest taki inny, intrygujący, ale idealny dla tego filmu!

 
ciężko nie nawiązać w tym momencie do tego co się dzieje w Paryżu.
Nigdy wcześniej nie wypowiadałam się publicznie ani niepublicznie na temat przyjmowania uchodźców, ale wczorajsze wydarzenia sprawiają, że chyba nikt nie może przejść obok tego co się dzieje obojętnie. Ja mówię stanowcze nie! I nie tylko z racji wczorajszych ataków na Paryż. Pomyślmy ile ludzi żyje w Polsce w nędznych warunkach, ile każdy z nas dostaje od Państwa "zapomogi" czy innych. Ile My musimy pracować na to co mamy. To wszystko oni dostaną na pstryknięcie palcem.
 
Agencie 007 gdzie jesteś?
 
PODPIS

piątek, 13 listopada 2015

Babo Moja Pomarańczowa, jak ja Cię kocham!

Idą święta, widać to już po sklepowych półkach, na których już ukazują się ozdoby choinkowe, lampki, zabawek więcej na nich jest. To jakie teraz zabawi są drogie aż mi się nie chce mówić, post nie o tym miał być. jest taka jedna Baba, którą uwielbiam. Przypomina mi po części święta, bo z pomarańczą jest. Chyba jeszcze nigdy mi nie wyszła. Na dniach zrobiona, znika momentalnie.
efekt końcowy wygląda tak

środa, 11 listopada 2015

wychowałam ortograficznego potwora!

i nadeszły takie czasy gdy moje dziewięcioletnie dziecko mnie poprawia ale może od początku..
 
siedzę sobie na blogspocie, przeglądam wasze blogi, komentuję, gdy właśnie podchodzi pierworodna z jakimś pytaniem [przepisuje lekcje po dwóch dniach nieobecności w szkole]. Patrzy co tam ja wstukuję w klawiaturę laptopa i mówi : " nie śc tylko ść!" no rzesz w mordę jeża. nie dość że matka kaleka sierota itd., bo kto inteligentny ciacha sobie palucha jak kroi kapustę, przez co źle mi się pisze, to jeszcze smarkacz przyjdzie i Cię zacznie poprawiać. I nie tylko mnie. Co jakiś czas przychodzi i pokazuje mi błędy koleżanki, przy tym dość ciekawie każdy z nich komentując.
 
Pewnie teraz spadnie na mnie lawina krytyki, ale pierworodna ma swojego facebooka. Każda z was może mieć swoje zdanie na temat posiadania konta na FB przez dzieci, ja mam takie, że jak chce, to czemu nie. Znam jej hasło, spokojnie ją mogę kontrolować z kim pisze itd. i nie raz mam ubaw jak pisząc z kimś z klasy często ich poprawia ortograficznie. Moje dziecko może nie jest alfą omegą ani jakimś inteligentnym wybrykiem natury, po prostu lubi ortografię. I nie powiem, że sama błędów nie robi, bo robi, ale dość rzadko. Zazwyczaj zdarza jej się to po dłuższej przerwie w szkole, czy to po feriach czy wakacjach.
Dziecko trafiło mi się poukładane, chyba jest podobna do mnie, zwraca uwagę kolegom z klasy na niepoprawne zachowanie, na błędy, przez co od pewnego czasu jest "odrzucana", dokładnie jak ja, gdy byłam w wieku szkolnym. siebie zmienić nie potrafiłam, jej też zmieniać nie chcę, jest dokładnie takim człowiekiem jakim chce być. I wiem że w końcu spotka kogoś kto będzie ją szanował za to jaką jest osobą..
 
PODPIS

wersja do druku