sobota, 12 grudnia 2015

nie miała baba problemu, pojechała do IKEA!

Jeśli macie wolny dzień i nie do końca sprecyzowane plany co zrobić, żeby się nie nudzić, wybierzcie się do IKEA.

 

Z planem ułożonym w głowie i na laptopie wybierzcie się na dział "salonu". I tak wszystkie plany legną w gruzach. Im więcej czasu spędzicie na tym dziale, tym trudniejszy będzie wybór tych odpowiednich mebli. Gdy już wybierzecie te jedne jedyne, podejdziecie do punktu, w którym Pan złoży za Was wniosek o raty o% które aktualnie są w tym sklepie i jeszcze podczas składania "zamówienia" 2 razy zmienicie zdanie co do tego czy duża czy mała, czy push open czy ciche zamykanie. Jak już przebrniecie ten etap, czekacie na wyrok. Dostaniecie raty czy też nie? W między czasie oglądacie inne dupersztyki, żeby te 15 minut szybko przeleciało. Gdy przyjdzie ten moment, udajecie się do dziwnego punktu kredytowego gdzieś na początku magazynku, tam dowiadujecie się jaki wyrok. Kiedy wszystko idzie zgodnie z planem, kilka podpisów i zabieracie się za zbieranie odpowiednich pakunków. Całe 34 paczki. Każdą z odpowiedniego miejsca, każdy numerek zgodny z tym co na papierze. Kiedy już dwa wózki są zapakowane, idziecie do kasy, tam okazujecie papier, że nie płacicie za mebelki. I zaczyna się kolejna walka. Paczek ma być 34 a jest 33. Osoba towarzysząca Tobie zaczyna osądzać Cię że czegoś gdzieś nie zabrałaś, ale się nie przejmuj. Oni są po prostu ślepi. Paczka się odnajduje, zabierasz paragon i idziesz do samochodu. I tu napotkają Was kolejne przeszkody, tym razem logistyczne. Jak upchać 34 paczki do kombika? Jak się popieści to się wszystko zmieści ;) Później idzie już z górki, jedziesz do domu, lecisz po dziecko do przedszkola, bo czas Cię oszukał i siedzi już 40minut dłużej. Zgarniasz po drodze drugie dziecię. Lecicie do domu, zgarniając po drodze partnera, który powoli wnosi paczki. Zostawiasz dzieci i idziesz mu pomóc, pójdzie szybciej i partner poczuje się lepiej, gdyż sam nie tyra. Gdy już wszystko wniesione, przypominasz sobie, że nie masz sosu do obiadu, a już po 14. Więc siadasz do samochodu, oczywiście jako pasażer. I jedziecie, na szybko niby po sos, a przy okazji zgarniasz dodatkowe produkty, nawet kwiaty Ci się dostało. Jak już sos i bonusy opłacone, wracasz do domu, żeby zrobić obiad. Z tym idzie szybcichem. Obiad zjedzony, ledwo talerz wyniosłaś a już Cię nosi, żeby poskładać puzzle 3D. Ale nie, czekasz na inicjatywę pana męża. I wtem nagle, ni z gruchy ni z pitruchy, on zaczyna działać. Początek idzie wam szybko. Przychodzi moment szuflad, zastanawiasz się jakim cudem ma to działać. Ale skoro działa idziesz dalej. I co? Nie pasuje. Drzwiczki z nad szuflad nie pasują do wszystkiego, wyciągasz szufladę, przykręcasz drzwiczki i zaczyna się walka z nerwami. O zgrozo. Tak źle, tak nie dobrze, ale się nie poddajecie. Przykręcacie do góry nogami i niby jest ok, ale zostaje kwestia regulacji. Zostawiacie to jednak aż szafka nie stanie na swoim docelowym miejscu. Jest! Pierwsza szafka złożona, ty nie osiadasz na laurach, ale towarzysz już ma dość. Z lekkim nerwem w oku mówisz "OK". Wynosicie wspólnie kartony, bierzecie psa na spacer. Ale on widzi, czuje, że Ty chcesz więcej. Przychodzicie do domu, a on mówi "dajesz słupek", w mgnieniu oka uśmiech pojawia się na facjacie, tej jakże namiętnie okroszczonej. Tu obyło się bez problemów. Jedyny problem to nierówna podłoga i przymusowe przykręcanie mebla do ściany. Ale z tym się nie pali, wszystko na spokojnie, dziś już za późno.

I dalej chcecie mieć wolny, leniwy dzień?

A tak całkiem na serio. Nie są to moje pierwsze z Ikei, pierwsze mieszkanie [poza kuchnią] mieliśmy całe w jej meblach. Wtedy na instrukcje nie było co narzekać. A teraz? 5tysięcy śrubek, wkrętów więcej niż planowano, wymieszane sposoby składania uzależnione od nie wiadomo czego. Kiedyś było dużo łatwiej, przejrzyściej, teraz trzeba nam tym ciut posiedzieć.
Szafka pod TV złożona, słupek obok narożnika już prawie. Na wiszące jeszcze musze poczekać aż się pojawią większe chęci. Teraz trzeba opróżnić i wynieść stare, wstawić i napakować nowe. Ale już widzę światełko w tunelu :)
PODPIS

10 komentarzy:

  1. U mnie mąż składa sam meble najwyżej z młodym ;) ale to nie taka pomoc...
    No i nigdy nie kupowaliśmy mebli z Ikei.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jobca idzie dostać z tymi śrubkami :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Faktycznie teraz wszystko jakoś utrudnione,i żeby to chociaż solidne było,ale gdzie,po kilku miesiącach do reklamacji. Mój mąż składa według instrukcji,ja nigdy czegoś takiego nie używałam,a efekty osiągamy takie same :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja Ci powiem że w 2007/2008 kupowaliśmy pierwsze meble w Ikei, do dziś są sprawne ;)

      Usuń
  4. W takich wypadkach dobrze jest mieć tatę stolarza, który skręcanie mebli ma w małym paluszku :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak jak się cieszę, że mam Ike'ę 300km od domu :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Zmiany ...czytam o zmianach u Ciebie i tak bym chciała coś zmienić u siebie... ;) Coś poprzestawiać chociaż trochę..

    OdpowiedzUsuń
  7. Wchodzisz do Ikea i giniesz :D, potem rwoesz włosy z głowy, kiedy starasz się to poskładać :)

    OdpowiedzUsuń

wersja do druku